Posty

(Nie) pierwsze wrażenia

- No i jak Ci się tam mieszka? - Przyzwyczaiłaś się już? - Dużo zwiedzasz? - Ty znasz przecież niemiecki, to dla Ciebie taka Szwajcaria to żaden problem!  A w domyśle jeszcze - na pewno zarabiasz teraz miliony złotych monet/ jesz na śniadanie szwajcarski ser, na obiad fondue, a potem jeszcze obowiązkowo czekoladową pralinkę. Widok z okien na Alpy i dźwięki dzwonków zawieszonych na szyjach fioletowych krów. Gdybym za każdym razem, gdy słyszę taką opinię dostawała 1 franka,  byłabym już całkiem majętną kobietą. Ilość stereotypów czy może raczej fantazji na temat życia w tym alpejskim kraju jest w Polsce tak duża, że ciągle nie mogę wyjść z podziwu i prawie za każdym razem muszę coś prostować. Zapewne wychodzę przy tym trochę na malkontenta, ale takie jest życie, moi Drodzy. A życie w Szwajcarii szybko pozbawia nas różowych okularów. Moja przygoda ze Szwajcarią zaczęła się grubo ponad dwa lata temu, kiedy jako żądna karier, sławy i zaszczytów pracowniczka korporacji przyjechałam

Hilfe o poranku

W wigilię miesięcznicy mojego przyjazdu do Szwajcarii nastąpiło dość krwawe chciałoby się rzec zderzenie z helwecką rzeczywistością. A było tak.... Prowadziłam poranną dyskusją z moja Rodzicielką  na WhatsAppie na temat uprawy roślin balkonowych i między jednym a drugim zdaniem dostałam cenną poradę, że może należałoby te szczypiorki i pietruszki zahartować już. Nie zastanawiając się długo chwyciłam doniczki i ruszyłam na balkon. A tam zamiast sielankowej ciszy szwajcarskiego poranka, wrzask. Wrzask jakiego dawno już nie słyszałam. Można by pomyśleć, że umarłego by obudził. Umarłego może i tak, ale nie okolicznych mieszkańców. Ktoś krzyczał Hilfe! Hilfe! I krzyczał w taki sposób, że nie miałam wątpliwości, że Hilfe potrzebuje. (Swoja drogą, dobrze, że krzyczał w Hochdeutsch, bo w dialekcie mogłabym nie zrozumieć.... :| ) Nie zastanawiając się długo wybiegłam w kapciach i odświętnych leginsach w złoty rzucik z mieszkania i pobiegłam na boisko szkolne skąd wrzask ten dochodził. Na

Polityczne rozważania z pociągu

Kiedy ktoś zagaduje Cię w szwajcarskim pociągu, wiedz, że na 95% nie będzie to Szwajcar. Oni nie zagadują nawet na imprezach. Taka oto niespotykana jak na Szwajcarię historia przytrafiła mi się ostatnio w pociągu. Właściwie, był to już drugi raz, więc może nie aż taka wyjątkowa, ale ponieważ ciągle mam w pamięci różne historie związane z hermetycznością Helwetów, to za każdym razem bardzo to przeżywam. Wracałam wczoraj pociągiem z Niemiec i kawałek przed Zurychem nie udało mi się niestety z sukcesem przesiąść na kolejny. Ach te niezawodne niemieckie koleje, tym razem zanotowały 15 minut opóźnienia ze Stuttgartu i mój pociąg odjechał beze mnie. Jak się później okazało, również i bez pewnego jegomościa. Zauważyłam go już wcześniej - i sama nie wiem, czy z powodu jego bujnej czupryny czy pytań jakimi bombardował konduktora. Ważne było jedno - jechaliśmy na tym samym wózku. Kiedy już okazało się, że przesiadka jest niemożliwa, zaczęło się gorączkowe szukanie innego połączenia i tak w